Anna: Dalej bedę pracować nad sobą

We wczesnym dzieciństwie byłam osobą wierzącą. Chodziłam do kościoła, modliłam się.Nie miałam żadnych problemów, żeby się modlić. Pamiętam jak na religii ksiądz pytał modlitw – to było prawdopodobnie przed Komunią. Powiedziałam chyba wszystkie modlitwy z katechizmu aż ksiądz był zdziwiony, że aż tyle umiem. On był w szoku a dla mnie to było normalne. Myślałam, że wszyscy znają te modlity – nie znali, nawet najlepsza uczennica w klasie. Byłam tym speszona i chociaż potrafiłambym powiedzieć jeszcze jakąś modlitwę ( o ile dobrze pamiętam bo to było dawno temu) to nie powiedziałam już nic i usiadłam.

 

Najbardziej speszyło mnie to, że ksiądz (śp.) był taki zaskoczony. Z życia pamietam tylko niektóre rzeczy wyrażnie, głównie uczucia i myśli. Wszystkiego pisać nie będę, niektóre rzeczy zostawiam dla siebie. Kiedyś, również gdy byłam dzieckiem siedziałam w kościele i w pewnym momencie rozejrzałam się po nim i pomyślałam, że ja już nie wierzę i nie wiem dlaczego.

Pózniej w życiu różnie bywało: czasem chodziłam do kościoła i do spowiedzi a czasem nie. W liceum chodziłam na religię potem w ostatniej klasie przestałam. Na studiach trochę się modliłam i chodziłam do kościoła ( kaplicy) na Msze Św. dla studentów i nawet je lubiłam ze względu na atmosferę. Były w środy wieczorem i przychodzili na nie ludzie bo chcieli i pewnie stąd ta atmosfera. Pózniej przestałam na Nie chodzić. Ostatni raz u spowiedzi byłam w czasach studenckich ( 2002-2007). Pamiętam, że chodziłam po mieście i się męczyłam sama ze sobą, miałam okropne samopoczucie.

W myślach mówiłam  do Ducha Św., że chcę iść do spowiedzi i żeby mi pomógł i po ok. 15 lub 20 min. mnie wysłuchał i weszłam do kościoła za jakąś kobietą, która właśnie nadeszła. Była Msza Św. i pełno ludzi w kościele. Ustałam z brzega i potem zorientowałam się, że stoję w kolejce do spowiedzi. Jacyś ludzie wrednie na mnie patrzyli a ja na początku nie wiedziałąm dlaczego. A po prostu musiałam niechcący wepchać się w kolejkę. Spowiadał młody ksiądz. Pamiętam, że wiedziałam z czego mam się spowiadać chociaż wcześniej nie przygotowywałam sobie żadnej listy. Ksiądz dobrze mówił, ale ja strzeliłam focha, obraziłam się. Nawt nie pamiętam jak odchodziłąm od konfesionału. Pamiętam jak już wyszłam z kościoła i byłam obrarzona i zła na księdza, bo usłyszałam nie to co chciałam.

Od tej pory nie byłam u spowiedzi. Sprawy się u mnie pokomplikowały, zwłaszcza 2, 3 lata temu. To był koszmar. Strasznie się męczyłam i nie mogłam poradzić sobie sama ze sobą. Wiele razy myślałam o samobójstwie, nawet jako dziecko, próbowałam kilka razy popełnić samobójstwo – jako dziecko też. Miałam też głupie, natrętne myśli np. żeby wbić komuś nóż w głowę, w plecy, nawet własnej matce. Miałam te myśli nawet w dzieciństwie teraz też się zdarzają. W dzieciństwie miałam taż głupie myśli, typu: Jak szatan może mi pomóc to wezłę od niego pomoc – czy coś w tym stylu. Ostatnio czyli przed nawróceniem myślałam straszne głupoty – teraz to wiem a wtedy myślałam, że dobrze myślę.

Nienawidziłam Boga, mówiłam ” wiem, że istniejesz, ale Cię nienawidzę, wszystko to Twoja wina”, że mam prawo się buntować i to nie jest nic złego itd. Obrażałam Boga, ale nie mówiłam nic przeciwko NMP. I uważałam, że obrarzając Jezusa obrarzam tylko Jego a NMP nie. Teraz wiem jaka to była głupota.  Nie potrafiłam być miła dla babci chociaż ona była miła. Nie chciałąm być opryskliwa, ale nie potrafiłam więc jej unikałam. Miałam okropne myśli dotyczące innych osób ( wkurzyli mnie swoim zachowaniem, oszuści i fałszywe … tu nie będę się wyrarzać – a uważają się za pępek świata i że nic złego nie robią – nienawidzę oszustów i fałszywych ludzi i nie potrafię sobie z tym poradzić, ale i tak teraz jest lepiej niż było): życzyłam im śmierci i wszystkiego co najgorsze, chciałam ich pozabijać. Szlag mnie trafiał jak o nich myślałam i miałam złe myśli o nich. Terazteż mi się to zdarza, ale w małaym stopniu. Chcę z tym walczyć.

Miałam taki jeden moment w życiu ( było to rok temu przed Bożym Narodzeniem) miałam jasność umysłu i wiedziałam, że stoję na rozdrożu. Miałam wybór: albo iść tą drogą co do tej pory lub wybrać Jezusa. I nie wiem jak to się stało, ale wybrałam Boga.  I pamiętam, że to była bardzo świadoma decyzja, w życiu niczego tak świadomie nie wybrałam. I to był wybór na 100% a nie próbę.Pamiętam, że aby nie myśleć o głupotach ( to były straszne męczarnie wewnętrzne) zaczęłam czytać gazetę Przymierze z Maryją bo nie miałam nic do czytania i na niczym nie mogłam się skupić i moja siostra miała kilka tych gazet. Nie pamiętam czy to było przed podjęciem tej decyzji o nawróceniu czy po. Na czytaniu tej gagzety mogłam się skupić i dużo mi pomogła.

Zaczęłam nosić Cudowny Medalik i mogłam się modlić – od razu. Teraz zakładam go na noc – na prawdę NMP pomaga – wystarczy ten medalik tylko nosić a są efekty. Żeby otrzymać więcej łask trzeba się modlić. Warto przeczytać o historii tego medalika. Gdy się nawróciłam nie znałam żadnych modlitw ( może oprócz ” Wieczny odpoczynek racz dać im Panie …”). Nawet modlity „Zdrowaś Maryjo” musiałam uczyć się od początku i w ogóle zacząć od początku. Czytałam też książki o zmarłych: Maria Simma ” Moje przeżycia z duszami czyśćcowymi”, Fulla Chorak ” O życiu pozagrobowym”, Gabriel Amorth ” o uwalnianiu od złego ducha”, „Wyznania egzorcysty” i wiele innych. Modliłam się też za zmarłych i otrzymałam wiele pomocy chociaż jeszcze nie byłam u spowiedzi.

Jak byłam dzieckiem miałam sen: leciałam sobie szczęśliwa – często miałam sny o lataniu bo to lubię: czuć przestrzeń, żadnych ograniczeń, ale ten sen był inny. Po lewej stronie za rękę trzymał mnie czarny anioł a za prawą anioł światła. Był zrobiony jakby cały ze świetlistych nici. Nie widziałąm ich dobrze. Ten czarny zaczął mnie ściągać na dół. Ja nie chciałam tam lecieć i mu mówię, żeby przestał a on się śmiał tak jak ktoś robi coś złego i się ztego cieszy. Gdy się zorientowałąm, że mnie nie słucha zaczęłam mówić do tego jasnego anioła żeby mnie trzymał. On się starał i przez chwilę mu się udawało, ale potem spadliśmy. Obudziłam się i myślałam, że już nie będę mogła latać w  śnie. Zastanawia mnie teraz dlaczego najpierw zwróciłam się do anioła ciemności i dlaczego wydawał mi się bliższy, jakbym go lepiej znała niż tego drugiego anioła.

Gdy się nawróciłam miałam sen, że siedzę w kościele w 3 ławce i jest dużo ludzi i ksiądz, którego nie znam mówił, że osoby które siedzą w 3 pierwszych ławkach zle się zachowują i żeby wyszły. Mówił to spokojnie i nie miałam wrażenia, że mówi to do mnie. Pamietam, że była ze mną siostra, coś powiedziała do mnie i wyszła była zła, że ja zostaje. Potem przyszli inni ludzie, popatrzyli na mnie bez złych emocji tylko troche zdziwieni i usiedli. Ja w kościele siedziałąm jak na kanapie, oparta łokciem o ławkę i głośno chrapałam. Raczej nie chrapię gdy śpię a wtym śnie na wpół spałam i jednocześnie wszystko widziałam i słyszałam. I byłam bardzo szczęśliwa, że jestem w kościele. Jakiś czs pózniej miałam inny sen: idę sobie drogą w mojej wsi i widzę dziewczynę i mam wrażenie, że ją znam, że jest mi bardzo bliska jakby była częścią mnie. Ona stałą i patrzyła na mnie z nienawiścią, chciałą mnie zabić. Byłam zdziwiona bo miałam ją za przyjaciela i nie wiedziałam dlaczego mnie nienawidzi bo nic złego jej nie zrobiłam. Rzucała we mnie czymś małym, podobnym do kuli z pistoletu. To strasznie wybuchało. Uciekałam a ona była zaraz przy mnie. Nie wiem czy coś mówiła. Weszłam na drzewo, ale gałąz się złamała a ona rzuciła tym pociskiem, zawołałam Matkę Boską, żeby mnie ratowała i się obudziłam. Słyszałam jak jakiś wredny głos mówi mi coś do ucha, ale to zignorowałam, zakryłam się kołdrą i poszłam spać dalej. Potem był kolejny sen (po kilku tygodniach). Stałam otoczona przez ciemność, na rękach i nogoch miałam grube białe liny. Byłam w grupie ludzi, ale potem zniknęli i zostałam sama. Byłam przerażona tymi linami, starałam się z nich wyplątać.

Spojrzałam w górę. Tam na ciemnej chmurze siedziało coś paskudnego, marnego i trzymało te liny i mnimi sterowało jak marionetką. I śmiał się ten ktoś jak sadysta. Ponad nim bło białe światło, które padało obok tego kogoś i rozjaśniało mrok, nie parzyło w oczy. Obok tego światła był jakiś złoty, prostokątny, bardzo mały przedmiot. Nie wiem co to było bo za duża odległość. Napoczątku zadałam sobie czy ta ciemna postać to Bóg – bo zawsze kojarzyło mi się, że Bóg jest u góry. Ale spojrzałam na niego jeszcze raz i stwierdziłam, że to nie Bóg bo Bóg nie jest marny. I dopiero wtedy zwróciłam uwagę na wspomniane światło. Szarpałam się z linami i spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam postać kobiety i wiedziałam, że to NMP. Chociaż przez tą ciemność widziałam tylko zarys. Miałam wrażenie, że jest tam ktoś jeszcze. Mówiła do mnie, ale nie mogłam zrozumieć nic bo ta ciemność ( sprawiała wrażenie żywej) wszystko zniekształcała. Maryja mówiła spokojnie. Potem spojrzałam w prawo i zobaczyłam Jezusa, bardzo wyraznie. Spojrzałam tylko raz bo nie mogłam wytrzymać Jego spojrzenia. Było mi głupio i wstyd. Pózniej Jezus stanął na przeciwko Swojej Matki. Maryja coś do niego powiedziała. Jezus pokiwał głową i coś powiedział. Oboje mówili spokojnie. Miałam wrażenie, jakby Jezus mówił coś w stylu ” tak wiem, zgadzam się”. Lepiej widziałam Jezusa, Jego twarz a gorzej słyszałam; Maryję lepiej słyszałam a gorzej widziałam. Byłam zmęczona szarpaniem się i siedziałam gdy ze sobą rozmawiali. Najśmieszniejsze jest to, że gdy Maryja do mnie mówiła ja powiedziałam, że już idę, żeby czekała; zamiast powiedzieć żeby mi pomogła się uwolnić – ja to nie potrafię się zachować, wpadka za wpadką.

Gdy byłam w moim mieście chodziłam po min jak zombi, byłam jakaś dziwna,jak w transie, nie wiedziałam co robić, jakaś taka otumaniona i zła. W pewnym momencie jakiś facet do mnie zagadał, żebym sie uśmiechnęła. Uśmiechnęłam się, ale za chwilę znów byłam zamyślona i w myślach ochrzaniłam faceta, że mnie zaczepia. Potem szedł drogą jakiś młody chłopak z plecakiem, śniada cera, w ogóle nietutejsz. Powiedział do mnie ” dzien dobry”, ale w taki sposób, że truno opisać. Taki wredny, podły, nienawistny, bezczelny jakby mówił ” witaj moja ofiaro”. Przestraszyłam się. Nikt nigdy nie mówił do mnie w ten sposób. i to jego spojrzenie. Jak przechodził spojrzałam na niego, nasze twarze były blisko on się nie odwrócił. Szedł pewny siebie i zadowolony. Nie wiem czy inni na niego zwrócili uwagę. Zdarza się że ktoś obcy powie do mnie ’ dzień dobry’, ale nigdy nie wywołuje to we mnie strachu. To mnie otrzezwiło jak kubeł zimnej wody i od razu wyrwało z tego transu.

Ostatnio miałam sen, że leżę na brzuch, nie mogę się ruszyć i coś jakby blokowało mi kręgosłup w odcinku ledzwiowym. W tym śnie miałam świadomość, że umarłam i pomyślałam, że jak nie żyję to muszę wzywać Bożego Miłosierdzia bo nic mi już nie zostało. Po chwili mogłam się poruszyć. Odwróciłam się i zobaczyłam szatana. Wyglądał śmiesznie: jak bańka ze sterczącym nosem i wrednym, złym spojerzeniem. Dużo było tych baniek i rozśmieszył mnie ten jego wygląd. Na początku snu byłam przestraszona a obudziłam się rozśmieszona, śmiać mi się z niego chciało. Kiedyś żałowałam, że się urodziłam, nie chciałam żyć, bałam się życia teraz już nie. Żałuję tylko, że aż tyle czsu mi to zajęło , ale z drugiej strony nauczyłam się wielu rzeczy i jestem bogatsza i myślę, że silniejsza i że już nigdy nie zejdę z tej drogi. Nareszcie cieszę się życiem, chociaż zdarzają mi się wzloty i upadki i mnóstwo błędów, ale w życiu chodzi o to by poznawać Boga, szukać Go i znajdować i być z nim na zawsze to jest sens życia. I żyje mi się o wiele lepiej, lżej, łatwiej. Więcej rzeczy robię i nie boję się korzystać z życia – w tym pozytywnym znaczeniu.

Wielu rzeczy jeszcze nie zrobiłam a Bóg mi mimo to pomógł. Nie trzeba dokonywać wielkich rzeczy i odkładać nawrócenia tylko po prostu mieć szczerą chęć i się do Boga zwrócić i zwracać codziennie. Pomaga czytanie dobrych książek. Niektórzy może myślą, że trzeba iść najpierw do spowiedzi żeby się nawrócić, ale tak nie jest zawsze. Czasem można zacząć inaczej, jak ja i przygotować się do spowiedzi i dopiero do niej iść. Ważne żeby zacząć tu i teraż i nie odkładać tego bo jak ktoś odkłada i czeka na specjalne okazje to może się nie doczekać. Ja nawet nie pamiętam jaki to był dzień gdy postanowiłam wrócić do Boga, ważne ż eten dzień się zdarzył. Dalej bedę pracować nad sobą bo nawrócenie to długa droga – przynajmniej w moim przypadku, u każgego wygląda to inaczej, ale jest to droga którą warto iść, polecam z własnego doświadczenia. Jak byłam dzieckiem zastanawiałam się jak to jest być synem marnotrawnym – teraz wiem i czułam się na prawdę jak syn marnotrawny – to nic fajnego.Cieszę się że mam to już za sobą. Wszystko dzięki Bogu i Najświętszej Marii Pannie.  

                                                     Anna


Nasze intencje modlitewne: